czwartek, 24 września 2015

[Pathfinder] Legacy of Fire Adventure Path - Sesje 12 i 13 - Kelmarane i Targowisko

Bohaterowie dotarli do starego klasztoru wraz z uratowanym Oxvardem bezpiecznie, . Złożyli pełny raport Almie i zaczęli przygotowania do wyruszenia wprost do Kelmarane, celem ostatecznego odbicia miasteczka z rąk gnolli. Wymarsz zaplanowano na następny poranek, by dać sobie czas na zebranie sił.

Wieczorem Alma poprosiła Wierzbę o wywróżenie przyszłości. Młody mężczyzna pomógł szlachciance najlepiej, jak potrafił, mając nadzieję, że duchy go nie oszukały. Niedługo potem zaczęło się poruszenie w całym klasztorze - w oddali dostrzeżono zbliżające się z pochodniami postacie, nadchodzące od strony Kelmarane. Szybko okazało się, że to gnolle i tylko reakcja Dashkiego powstrzymała wszystkich od dobycia broni.
“Nie atakujcie! To nie są gnolle z Kelmarane! Przybywają z ofertą pokoju!”
Najpotężniej zbudowany pośród gnolli, zdecydowanie dowódca tej bandy, wysunął się przed szereg z rękami rozłożonymi w pokojowym geście. Zwrócił się do obecnych w języku Katapeshu, wyszczekując pozdrowienie: 
“Wstrzymajcie swój oręż! Jestem Hargk, a przynoszę wiadomość od Narga, wodza Watahy Trzech Szczęk! Nasz brat Dashki twierdzi, że chcecie zabić gnolle z Kelmarane. Przybywamy by wam w tym pomóc."
Po krótkiej rozmowie szlachcianki z drużyną, nie bez podejrzeń i wahania, nasi bohaterowie postanowili sprzymierzyć się z gnollami i wykorzystać ich zawziętość w walce. Poza zasięgiem uszu wszystkich zebranych, Alma poprosiła Wierzbę, by z towarzyszami wykończyli członków Watahy Trzech Szczęk, gdy już odbiją Kelmarane. Wierzba obiecał przekazać tę prośbę swym towarzyszom, ale wyraźnie zaznaczył, że nie będzie brał bezpośredniego udziału w bezsensownym rozlewie krwi. 

O świcie, Quiltz, Tosh, Wierzba oraz piątka gnolli z Watahy Trzech Szczęk ruszyli w stronę miasteczka. Ich skryte podejście szybko zakończyło się porażką, gdyż zostali zaatakowani przez wielką rogatą bestię oraz wściekłego dzika. 


Po walce bohaterowie usłyszeli ciche wołanie z jednego ze zrujnowanych budynków miasteczka - okazało się, że w środku ukrywał się kolejny uciekinier - Felliped. Został odeskortowany poza obręb Kelmarane i wskazano mu kierunek, w którym ma podążać, by odnaleźć stary klasztor oraz Almę. 

Poruszając się dalej przez wioskę, drużyna zmierzała do największego budynku, stojacego na szczycie wzgórza. Nie napotkano żadnych gnolli, natomiast u wejścia do Targowiska - budowli charakterystycznej w rubieżach Katapeshu, będącej jednocześnie centrum lokalnego handlu jak i rozrywki w formie ustawionych walk gladiatorów - stała dziwaczna postać. Goblin przebrany za błazna, wykrzykujący pozdrowienie:
„WITAJCIE! WITAJCIE!” ożywia się mały zielonoskóry, wymachując pałeczką zakończoną kilkoma małymi dzwoneczkami „Spodziewano się was! Mówca Zgniłego Króla udzieli wam natychmiast audiencji! Tędy! Tędy!” Po czym goblin znika we wnętrzu budowli. 

Targowisko Kelmarane

Po wejściu do środka, bohaterom ukazała się wielka drewniana arena upstrzona plamami zaschniętej krwi, bar prowadzony przez gnolla, przy którym zasiadała grupa ludzi, grupa niedźwiedźżuków oraz postawny ogr. Na balkonie najwyższego z trzech pięter, na drewnianym tronie zasiadał potężny, łysy mężczyzna. 


Kardswann

Stojący w środku goblin zachęca przybyszów do wstąpienia na arenę, zapewniając, że zostanie udzielona im audiencja. Gdy tylko wstępują na drewnianą scenę, mężczyzna na tronie wstaje i jego potężny głos wypełnia cały budynek.
„Jam jest Kardswann! Mówca Zgniłego Króla! Przywódca Watahy Kulldis i zarządca tego miasta. Co was sprowadza do Kelmarane?”
Bohaterowie próbują się wyłgać, nie zdradzając prawdziwych celów przybycia, ale plączą się w zeznaniach. 
„Wystarczy!” krzyczy Kardswann „Zmęczyło mnie już wasze wtargnięcie. Czas, by należycie użyć ringu, na którym stoicie.” Herszt wznosi obie ręce w górę „Czcigodni goście!” wrzeszczy na całe Targowisko „obiecuję 500 złotych monet, za każde ciało przybyszów!”
W tym momencie zaczyna się robić nieciekawie. Potężny ogr przy barze uśmiecha się, strzela knykciami i rusza w ich stronę z jasnymi zamiarami. Chwila po chwili dołączają inni wojownicy i całość przybiera obraz krwawej masakry. Do boju rzucają się niedźwiedźżuki, gnolle wybiegające z różnych części Targowiska. 

W połowie walki dołącza Durnmar, którego stan zdrowia zatrzymał na dłużej w klasztorze. Gnolle Watahy Trzech Szczęk giną jeden po drugim pod ciosami swoich znienawidzonych pobratymców. Gdy bohaterowie docierają wreszcie do Kradswanna, walka zaczyna przechylać się na stronę okupantów Kelmarane. Gdy tylko wzrok Durnmara napotyka wzrok wojownika, dzieje się coś dziwnego: 
Czujesz, jak nagle na jego widok przepełnia cię gorzkie rozczarowanie, tak jakbyś go znał i nie pochwalał tego czym się stał. Czujesz, że twój umysł zajmuje jakaś obca jaźń. Wydaje ci się, że nie jest wobec ciebie wrogo nastawiona, sprawia wrażenie jakby była tylko echem czegoś niegdyś wspaniałego. Próbuje coś powiedzieć twoimi ustami, ale jest zbyt słaba, by zrobić to bez Twojego przyzwolenia.
Gdy Durnmar ustępuje i pozwala tej obcej świadomości przebić się, głos krasnoluda odbija się echem od ścian pomieszczenia:
“Kardswannie, to ja, Vardishal. Zawiodłem się na Tobie, widzę, że opuściłeś ścieżkę Pięciu Wiatrów!” 
Durnmar posiadając tę wiedzę i niezwykle silny zamiar wzięcia Kardswanna żywcem, próbuje dotrzeć do niego słowami, jednak nie odnosi to skutku. Cudem tylko, drużynie udaje się pokonać przeciwników i związać nieprzytomnego, acz żwyego, wojownika. Ledwo żywi i poobijani, zamierzają wrócić do Almy. Choć wciąż całe miasteczko nie zostało zbadane, to przynajmniej problem gnolli Watahy Trzech Szczęk rozwiązał się sam, przynajmniej na tę chwilę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz